Wszystko zaczęło się pięknie układać. Piesek rósł sobie wesolutki a ja codziennie przekonywałam samą siebie, że przecież obgryziony stolik kawowy to nie koniec świata, wyszarpana wykładzina to przecież nie przestępstwo, a porozbijane wazony to już na pewno moja wina, bo kto stawia szklane wazony na komodzie mając szczeniaka w domu .
Wazony zniknęły, komoda zniknęła! Stolik kawowy zniknął (do dzisiaj mi go nie brakuje), za to pojawiło się całe mnóstwo dywanów, chodników, chodniczków, wycieraczek. Zawsze lubiłam eklektyczny styl wnętrz, ale to co wymógł na mnie szczeniak przerosło moje dizajnerskie wyobrażenia. Jeśli ktoś więc, cały czas zastanawia się, gdzie podziały się wszystkie dywany świata, to uspokajam – są u mnie i mają się niestety nie najlepiej ; )
Szczeniaczek był szczęśliwy, a mnie już coraz rzadziej bolała głowa od coraz to nowszych szkód. Odpuściłam i to było najlepsze co mogłam zrobić. To pierwsza rzecz, którą On we mnie zmienił – nieprzejmowania się drobiazgami! : )