Ja należę do osób, które nie lubią wymieniać niczego, nie sprawdzając czy mogę to naprawić. Jestem osobą, która lubi rzeczy wartościowe i nie mam tu na myśli ich ceny, ale to jak bardzo są ważne dla mnie. Zawsze staram się coś naprawić, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się to niemożliwe. Zawsze można coś naprawić. Zawsze! Czasem tylko trzeba się do tego odpowiednio przygotować. Zapraszam Was na etap pierwszy naprawy.
#1 OCZYSZCZANIE
Na przygodę z Kintsugi czekałam długo, szukając nauczyciela. Po linie do kłębka trafiłam na właściwą osobę. W czasie mojego gap year w Stanach szukałam wielu rzeczy, które uspokoją moje myśli, pozwolą mi odpocząć i znaleźć właściwą drogę, która będzie prawdziwa, najprawdziwsza, moja.
Już pod koniec pobytu trafiłam na książkę Joanny Bator “Purezento”, reklamującą się jako “powieść w stylu zen”. Szukając własnego zen na licznych lekcjach jogi wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Wróciłam do Polski i na biblioteczce u mojej siostry znalazłam piękną, całą czarną ze złotymi liniami książkę. Wtedy jeszcze zupełnie nie rozumiałam co owe linie oznaczają. Powieść przeczytałam w dwa wieczory i gdy zamknęłam twardą okładkę wiedziałam, że muszę poznać sztukę Kintsugi.
Czym jest Kintsugi?
Kintsugi to japońska sztuka naprawiania porcelany i ceramiki za pomocą laki – naturalnej żywicy drzewnej. Pęknięte naczynia oczyszcza się, nakłada klej wykonany na bazie naturalnej laki. Wykończenie połączeń dekoruje się drobinkami złota lub innego szlachetnego kruszcu. Naczynie naprawione tą metodą zyskuje na wartości.
Poniedziałek, dobiega godz. 18:00, na zewnątrz panuje już mrok. Muszę co jakiś czas przecierać okulary, bo lekka mżawka skutecznie ogranicza moją widoczność. Moje podekscytowanie przed nowym wyzwaniem tuszuje jednak wszelkie niedogodnosci atmosferyczne. Tego wieczora rozpoczynam przygodę z Kintsugi.
Kiedy wchodzę do sali wszyscy już są, a nasza nauczycielka przygląda się przyniesionym przez uczniów zniszczonym naczyniom. Widzę porcelanowe, piękne talerze, ręcznie wypalane lejki do kawy, cudownie zdobione talerze, których autorki poznam tego wieczora. Patrzę na te porozbijane piękności otoczona artystami, osobami, które potrafią stworzyć coś swojego i wychodzi im to doskonale. Kilkoro z nich poznacie już niedługo : )
“Co przyniosłaś Diano?” – słyszę delikatny głos Joanny, naszej przewodniczki po jeszcze tak obcej mi sztuce Kintsugi.
Czy wypada mi odpowiedzieć, że to ja wymagam sklejenia, to ja jestem rozbitkiem, który tak bardzo pragnie poczuć się znów całością?! “Niestety nic nie przyniosłam, nic mi się nie rozbiło” – odpowiadam, chcąc z całych sił krzyknąć – nieprawda, życie mi się rozbiło, to ja się rozbiłam!!!
Joanna uśmiecha się łagodnie wręczając mi trzy części czegoś, na czym mam nauczyć się sztuki Kintsugi. Oglądam każdą część wyobrażając sobie co to jest, do czego służy i przede wszystkim kto tego używał. Chciałam zapytać odrazu, ale nie zdążyłam, gdyż lekcja na dobre sie już rozpoczęła. Układając moje skorupy przed sobą zamieniłam się w słuch.
Większość czasu poświęciliśmy fazowaniu, czyli oczyszczaniu pękniętych krawędzi i jest to niesamowicie ważny etap. Oczyścić to, co uległo zniszczeniu. Cierpliwie i delikatnie wygładzić brzegi, usunąć zanieczyszczenia, przygotować do ponownego połączenia. Muszę zapamiętać, pomyślałam – zanim zacznę składać własne życie, muszę je uprościć, oczyścić. Ucieszyłam się, bo proces segregacji i oczyszczania zbędnych rzeczy w moim życiu rozpoczęłam jeszcze przed wyjazdem do USA, robiąc generalne porządki. Posprzątałam rzeczy, ale co z emocjami i uczuciami? Jak się okazało, te są bardzo podstępne i kiedy myślisz, że wszystko jest w porządku wylewają się ze zdwojoną siłą i nawet nie wiadomo jak się zabrać za ich porządkowanie. To, co wcześniej nie przeszkadzało, teraz uwiera niczym kamyk w bucie powodując dyskomfort, którego nie można długo ignorować.
Oczyszczam krawędzie moich skorup nie czując, że papier ścierny wrzyna mi się w palce kalecząc mi opuszki. “Starczy Diana, już dość” – lekko podniesionym głosem mówi Joanna. Spoglądam na skorupki wyczyszczone tak, że chyba będę musiała nadbudować krawędzie. Uspokaja mnie jednak Joasia, mówiąc, że jest naprawdę dobrze. Cieszę się, moje skorupy są prawidłowo oczyszczone.
Czarka nie przypomina jeszcze pięknych naczyń po zastosowaniu Kinstugi. Nierówne, wystające rysy są bardzo wyraźne, chropowate. Taśmy także nie dodają jej uroku. Może nie wygląda to dobrze, ale każda rysa jest czysta, oczyszczona. Krawędzie równo przylegają w miejscach, w których pękły. Taśma im pomoże, aby dokonała się magia łączenia podczas powolnego procesu schnięcia. Zostawiam czarkę na jakis czas. Każdy ważny proces wymaga przecież czasu.
Diana
Część druga tutaj: https://www.jestemwlesie.pl/napraw-to/
No właśnie czy Kitsungi jest trwałe? Miałaś o tym napisać!
Bo ja wielokrotnie sklejam kropelką wieczko do herbatnika i sklejenie na jakiś czas działa a potem trzeba znów kleić.
I gdzie te warsztaty? W alchemicusie?
Wszystkie pytania znajdą odpowiedzi, cierpliwości 🙂 Będą jeszcze trzy etapy, niebawem dowiesz się, czy Kintsugi jest trwałe 🙂 Miejsce warsztatów i możliwość zapisania się pojawi się na ostatnim etapie – będziesz mógł sam się przekonać jak wciągająca i piękna jest sztuka Kintsugi i bardzo przekłada się na całe życie 🙂