Nie boi się zmian. Wie dobrze, że bez nich nie przeżyje. Nie można się przecież bać czegoś, bez czego nie potrafimy żyć. Wie to doskonale. Zna siebie i swoje potrzeby. Wie, czego potrzebuje, by rozkwitać i co sprawia, że czuje się bezpieczna. Potrafi sama o siebie zadbać, ale jej korzenie wiedzą, gdzie jest źródło jej siły i wsparcia. Potrafi z niego czerpać. To jest największy skarb.
Przez ostatnie 12 miesięcy obserwuję ją bardzo dokładnie. Przyglądam się jej z każdej strony. Widzę każdą jedną zmianę i fascynuje mnie z miesiąca na miesiąc coraz mocniej. Na moich oczach przeistacza się i rośnie. Rozwija się każdego dnia, dzięki czemu jest coraz silniejsza.
Pamiętam, gdy zobaczyłam ją rok temu jak bardzo zachwyciła mnie swoją urodą. Przywitała mnie swoim najlepszym wydaniem. Piękna. Każdego kolejnego dnia coraz mniej ją jednak dostrzegałam. Jej oczywiste piękno przestało mnie uwodzić. Było na wyciągnięcie ręki, tak jakby mi się należało każdego dnia, więc przestałam je tak doceniać. Aż przyszła zima, a moja piękność straciła całą urodę. Biała sukienka opadła. Kuszący zapach uleciał. Została…prawda. I ta prawda właśnie pokazała jej najlepsze oblicze. Pozwoliła mi wtedy obserwować coś nadzwyczajnego. Zmiany jakie w niej zachodziły. Odsłoniła się i tylko wtedy mogłam zobaczyć w czym tkwi jej ogromna siła. Widzę nagie gałęzie i widzę nagie korzenie ginące gdzieś głęboko wgłąb ziemi, gdzie zbudowały tak solidny fundament. Widzę tego pięknego golaska ; ) i widzę tę niesamowitą energię jaką posiada, by w czasie chłodu i w czasie wietrznych poranków trwać mocno i stabilnie, nawet gdy kilka gałązek już frunie dalej porwanych przez silniejszy powiew. Za chwilę na ich miejsce pojawią się nowe, świeże i jeszcze mocniejsze, które wytrzymają silniejsze podmuchy. Cała moc tkwi w korzeniach, w fundamentach jakie przez swoje całe życie ta roślina zapuściła i które każdego jednego dnia są źródłem jej siły.
Jej naga odsłona ukazuje grubszą skórę i kolce jakimi cała porasta. To one chronią ją, a które trudniej było mi dostrzec jak miała letnią sukienkę. Teraz widzę je bardzo wyraźnie. Wcale nie jest taka bezbronna jak przypuszczałam. Potrafi nie tylko zachwycać, ale także zranić jeśli ktoś będzie chciał zrobić jej krzywdę. Potrafi się bronić.
O rany imponuje mi drzewo! : ) Widzę bardzo wyraźnie jak wytacza granice, by się chronić. Za chwilę wszystko staje się jasne, skąd ta obawa o swoje największe piękno, o swoją kruchość. Kolejna zmiana i kolejna jej odsłona, a moje oczy ze zdziwienia robią się coraz większe. Jest grudzień, a moja panna wystroiła się jak choinka ; ) Chudziutkie gałązki, ani jednego listka, ale cała obwieszona solidnymi bombkami. Moja piękna kalifornijska namiastka świątecznej choinki.
Nowy rok przynosi kolejną rewolucję i kolejne zaskoczenie, gdyż byłam pewna, że z zielonych beczułkowatych owoców wyrosną białe piękne kwiaty, te same, którymi oczarowała mnie wiosną i latem. Jednak nie, to co widzę, to jeszcze jeden etap niezbędny do pełnego rozkwitu. Etap po którym doskonale rozumiem po co jej kolce. Zanim kolejny raz ubierze swoją wystrzałową kreację staje się puchem. Delikatna jak nigdy. I wie doskonale, że to właśnie tej odsłony musi strzec najmocniej.
I znowu przyszła wiosna, moja druga wiosna w Kalifornii. Minął rok, a jednak już dwie wiosny tutaj ; ) I widzę ją znowu, ale już inaczej, pełniej i wyraźniej. Teraz widzę ją naprawdę całą. Jest piękna.
Każdy z nas ma etapy i cykle i dzięki nim możemy zdobywać nowe terytoria i doświadczać nowych przeżyć. Możemy rosnąć, zmieniać się i nauczyć się chronić, by zyskać moc o jakiej istnieniu nie wiedzieliśmy. To w ochronie jest nasza ogromna siła. Musisz nauczyć się co Cię karmi, a co truje. Co uskrzydla, a co podcina skrzydła. Walka staje się zupełnie zbyteczna. Chroniąc siebie rośniemy mocniejsi i piękniejsi.
W moim lesie staram się często pokazać, jak bardzo ważne dla mnie jest przebywanie blisko natury. Nawet kiedy jestem w samym centrum głośnego miasta. Nawet gdy spacer leśnymi alejkami zamieniam na ten w betonowym zgiełku, to jednak tę bliskość wciąż czuję. Ta bliskość nie wynika już z obcowania na codzień z tą najdzikszą naturą. Ta bliskość wynika z tego, że to ja dotarłam do własnego źródła, równie dzikiego jak się okazało, które dopiero puszczone wolno pozwoliło mi samej się okiełznać. Zaakceptowanie wszystkich zmian jakie we mnie zaszły, łącznie z kilkoma już siwymi włosami. Pokochałam taką siebie mocniej niż kiedykolwiek. Siebie prawdziwą.
Moja bohaterka to White Floss Silk Tree (Chorisia insignis). Moja bohaterka to także kobieta, która potrzebuje wielu etapów, by lepiej zrozumieć siebie. Kobieta, która dojrzewa i zmienia się, by poznać prawdziwą siebie. Kobieta, która akceptuje siebie i innych, ale potrafi też stawiać granice. Kobieta, która potrafi się chronić, by móc wciąż się rozwijać. Kobieta, która wie kim jest. Która błądzi, która pyta, która chce wiedzieć. Kobieta, która potrafi i chce być tylko sobą. Prawdziwą. <3