Pierwszy dzień w pracy pamięta się zawsze. Nowy etap, nowe szanse, nowi ludzie.

Budzę się wcześniej niż zwykle, aby rozkoszować się porankiem i należycie rozpocząć celebracje dnia, który przyniesie tak wiele zmian w moim życiu. Siedzę wygodnie w fotelu, jeszcze w szlafroku, a ręcznik oplata moje włosy. Niespiesznie delektuję się pierwszą poranną kawą, oglądając program informacyjny – zaczął się nowy dzień! Czuję ten niesamowity dreszczyk emocji, kiedy strach miesza się z radością, gdzie lęk przed nieznanym miesza się z głodem nowych wyzwań. Zapach kawy uderza mi do głowy i czuję zapach pieczonych kanapek, które serwuję sobie na śniadanie. Jeszcze tylko prasowanie koszuli, wysuszenie włosów i będę gotowa. Gotowa na własne życie.

Emocje zaczynają niepokojąco buzować w całym moim ciele, mam gęsią skórkę, bo tak wiele nowych spraw przede mną. Wyglądam przez okno na zielony Żoliborz, przywołując słowa piosenki T.Love. Włączam żelazko i słyszę z telewizora ciepły głos – ‚To będzie piękny, słoneczny dzień’ – to prawda myślę i uśmiecham się do siebie układając swoją najlepszą koszulę do prasowania. Wszystko dziś będzie perfekcyjne! I ja od dzisiaj będę perfekcyjna!

Zaczynam prasować i trach – moje żelazko zgasło, moja lampka na stoliku zgasła, telewizor zgasł.

Nie ma prądu!

Perfekcyjnego poranka, kiedy ja już prawie jestem perfekcyjna wyłączyli mi prąd?! Patrzę na pogniecione ubrania, szybkim ruchem zdejmuję ręcznik z głowy, patrzę w lustro…nie ma szansy, aby włosy wyschły mi bez pomocy sucharki. Wpadam do pokoju brata z którym dzielę moje pierwsze wymarzone mieszkanko już mocniej panikując – za 30 minut mam autobus, a wyglądam jak zmokła kura i o zgrozo nie mam co na siebie włożyć, krzyczę mu nad uchem. Brat sprawdza włącznik w swoim pokoju, jakby mój głos, coraz bardziej przypominający skowyt nie dał mu pewności, że nie ma prądu w całym mieszkaniu.

„No nie ma prądu” stwierdza spokojnym głosem powodując u mnie coraz większe rumieńce od złości. „To pewnie korki” słyszę i proszę go, aby poruszał się nieco szybciej, bo jeszcze muszę wysuszyć włosy, nie mówiąc już o ich modelowaniu, wyprasować ubrania….śniadanie sobie odpuszczę, moje kanapki z opiekacza już i tak się nie zdążą zapiec. Eh

Korki włączone, wraca światło i wraca nadzieja. Na chwilę, znowu pstryk i nic nie działa.

Brat prosi abym wyłączyła żelazko i opiekacz, co czynię w tempie ekspresowym. Korki ponownie włączone i ponownie wraca sens życia.

Tego dnia wychodzę w związanych włosach i w swetrze eh, a miało być tak pięknie. Miało być perfekcyjnie!

„Oj Diana Diana” słyszę współczujący głos brata, który podchodzi do mnie z opiekaczem w rękach. W opiekaczu kanapki przez środek których przebiega lekko przypieczony kabel : /

Upiekłam opiekacz! Spaliłam żelazko! Pozbawiłam się perfekcyjnego uczesania, perfekcyjnej koszuli i perfekcyjnego poranka. Jestem taka nieperfekcyjna, stwierdzam uśmiechając się do siebie w zatłoczonym autobusie.

Tego dnia poznaję nowych ludzi z którymi przepracuję 2 lata, a z jedną osobą pracuję do dzisiaj : ) Tego dnia poznaję także mojego przyszłego męża. W nieperfekcyjnych ubraniach i w nieperfekcyjnej fryzurze ; )