Pachną obłędnie, smakują wybornie i bez pudła zawsze się nimi oszronię ; ) Otrzepywanie nadmiaru cukru pudru z brody, z koszuli i oblizywanie kącików ust to u mnie norma. To wszystko to wspaniały rytuał jedzenia faworków. Do tego ulubiona komedia i nikt się nie przejmuje, że z każdym wybuchem śmiechu cukier puder jest po prostu wszędzie. I to jest właśnie moja radość z jedzenia ; )

Prawdę mówiąc nie spodziewałam się, że w Kalifornii będę mogła zachować swój rytuał ; ) Co więcej, że wreszcie nauczę się sama przyrządzać ten cudowny deser. Jednak nie podzielę się tym sekretem z Wami : ) (sorry). Przepis który poznałam jest inny, niż wszystkie, ma w sobie to coś. To coś to serce jakie moja wspaniała Nauczycielka wkłada w każdy krok przygotowania tego cudownego smakołyku. Czas jaki spędzam przyglądając się doborowi składników, wyrabiania ciasta z tak niezwykłą cierpliwością i najpiękniejszym uśmiechem jaki widziałam jest bezcenny. Poza przepisem i smakiem dzieciństwa jaki tego dnia został mi podarowany, dostaję coś jeszcze. Podczas ugniatania, krojenia, zawijania i smażenia chrustu zostaję poczęstowana opowieściami o tradycjach jakie panują w tym domu. Tradycji przygotowywania chrustu przez wszystkich członków rodziny. Zasłuchana w opowieści obserwuję sprawnie pracujące dłonie szykujące super cieniutkie listki chrustu niczym płatki róż. Słucham obserwując coraz szerszy uśmiech i momentami nieco zaszklone oczy wybiegające w tak piękne chwile, które dzięki tym opowieściom ja również widzę moimi oczami wyobraźni niczym film puszczony z projektora. Moja Nauczycielka nauczyła mnie nie tylko jak zrobić najlepszy chrust na świecie, ale nauczyła mnie czegoś znacznie cenniejszego. Pokazała mi bardzo wyraźnie jak ważne są takie rodzinne rytuały i wspólne chwile, które pamiętamy całe życie.

Dzisiaj nie podzielę się z Wami tym przepisem. Nie podzielę się nim, ponieważ nie o przepis tutaj chodzi, chociaż jest wyjątkowy i sama nie wiem czy uda mi się tę delikatność odtworzyć, ale spróbuję z moją rodziną i z przyjaciółmi, których zaproszę na wspólne przyrządzanie faworków. Do tego też Was zachęcam. Właśnie do kolekcjonowania takich chwil, uczenia się od osób, które chcą i potrafią podzielić się z nami tajemną wiedzą. I nie jest to tylko przepis na ciastka. Uczmy się pilnie od naszych mam, babć, od naszych przyjaciółek i od wspaniałych kobiet.

Dziękuję Aniu!

PS. Specjalne wyjaśnienie z uwagi na mojego męża, który je chrust ; ) a ja jem faworki ; ). Tak, to jedno i to samo ; )