Changing Room by Aleksandra Aleksandrowicz
Kto nie lubi przymierzania nowych ubrań. Do przymierzalni często zabieramy naręcze ciuchów, by sprawdzić jak leżą, czy nam w nich do twarzy, czy to wciąż my w nowej, modnej sukience, czy może widzimy kogoś innego.
A gdyby tak do przymierzalni nie zabrać nic? Wejść totalnie nago i zobaczyć najpierw kim sami jesteśmy. Może to lepsza droga, by poznać siebie na tyle, by kolejnym razem nie brać tony ubrań do przymierzalni, ale potrafić wyłapać tę najlepszą rzecz, która współgra z nami.
Zapraszam Was właśnie do takiej przymierzalni, bez ubrań, gdzie naprawdę poczujecie, gdy coś uwiera, coś nie pasuje do Was, ale też zrozumiecie, co jest Wasze i po co warto i wręcz należy sięgnąć.
Jak odnaleźć siebie i czego tak naprawdę chcemy?
Jak zrozumieć co jest naszym prawdziwym przeznaczeniem?
Jak rozpoznać wypalenie zawodowe?
Wejdźmy zatem do przymierzalni z ogromnym lustrem w którym przejrzymy się naprawdę dokładnie.
Changing Room to miejsce, gdzie nie będziemy przymierzać żadnych ubrań, ale gdzie dopasujemy wreszcie siebie do tego czego tak naprawdę chcemy. Lustrem w przymierzalni jest Aleksandra Aleksandrowicz – filozofka i coach, dzięki której mamy szansę zrozumieć nasze potrzeby, odkryć marzenia i śmiało sięgnąć po ich realizację.
Olę poznałam podczas akcji magazynu Cosmopolitan – Mocne Strony Kobiety. Warsztaty „Moje Mocne Strony” prowadzone przez Olę dużo mi uświadomiły i ugruntowały mnie w poczuciu, że obrałam dobrą drogę, własną. Zanim do tego doszło zmierzyłam się z wypaleniem zawodowym, zrobiłam gap year na odpoczynek, spróbowałam nowych rzeczy, które otworzyły mi oczy na nowe drogi. Sporo tego i myślę, że gdybym wcześniej trafiła na Olę, może nie doprowadziłabym do wypalenia zawodowego lub łagodniej je przeszła.
Ja i Aleksandra Aleksandrowicz
Dzisiaj umawiam się z Olą na kawę, wspominamy wyjazd, rozmawiamy o marzeniach, planach, pracy i pasjach i o wypaleniu zawodowym, którego doświadczyłam, ku przestrodze innych.
Diana Dyba: Olu co dokładnie oznacza termin coach?
Aleksandra Aleksandrowicz: Coach to z języka angielskiego trener, ale też „woźnica”, czyli osoba, która towarzyszy pasażerowi/klientowi w drodze do celu. Jest taka trafna metafora, która opisuje jak gospodarzowi zginął koń. Pewnego dnia zwierzę wróciło do właściciela prowadzone przez obcego człowieka. Gospodarz bardzo się ucieszył jak zobaczył zgubę, ale zapytał nieznajomego skąd wiedział, gdzie przyprowadzić konia. Na co nieznajomy odpowiedział, że to zwierzę doskonale znało swój cel/dom a on zadbał tylko o to, aby bezpiecznie do niego dotarło. Taka jest, więc rola coacha- wspieranie klientów, którzy czują, że się zagubili w dojściu do celu.
Diana: Coach mylony jest często z psychologiem lub mentorem, jakie są najważniejsze różnice?
Ola: Relacja między coachem a klientem jest przede wszystkim relacją partnerską skupioną na przyszłości, działaniu i celu (chociaż dla wielu osób etap kontemplacji na początku jest niezmiernie ważny). W przeciwieństwie do psychologa czy psychiatry do przeszłości wracamy tylko po to, aby zaczerpnąć z doświadczenia z innych sfer życia w celu realizacji teraźniejszych postanowień. Coaching skupia się na tym co teraz i nastawiony jest na cel. Kiedy widzę, że klient ma pewne niekorzystne przekonania związane z wydarzeniami z przeszłości, z którymi nie potrafi sobie poradzić to zachęcam go do wizyty u specjalisty, właśnie psychologa lub psychiatry.
Coach to też nie jest mentor, bo ten ostatni to swojego rodzaju wzór do naśladowania, który udziela wskazówek na podstawie swojego doświadczenia. Natomiast coach pracuje pytaniami/ ćwiczeniami i nie może doradzać klientowi. Działa tak jak w starożytności Sokrates, który swoją pracę z uczniami porównywał to pracy akuszerki, czyli wydobywał z nich nieuświadomioną, niejasno przeczuwaną wiedzę. Sokrates nigdy nie uważał się za mądrzejszego od swoich uczniów. Taka sama relacja jest między coachem a jego klientem. Dlatego też coach to nie trener w naszym rozumieniu, bo trener przekazuje wiedzę a już na pewno coach to nie mówca motywacyjny. Ten ostatni często jest mylony z coachem ze szkodą oczywiście dla tego ostatniego. Coach nigdy nie powie klientowi „dasz radę” czy „jesteś zwycięzcą”.
Diana: Na czym dokładnie polega współpraca pomiędzy Tobą, a Klientem?
Ola: Zazwyczaj przychodzą do mnie osoby, które czują, że „utknęły” i wiedzą, czego nie chcą, ale nie mają pojęcia o tym, co chcą w zamian. Celowo mówię czują, bo uczucia zawsze informują nas o tym, że coś jest nie tak, ale już nie wskazują dokładnie co. W dzisiejszych czasach, w których każdy gdzieś pędzi, zalewają nas miliony informacji, złotych rad i gotowych przepisów na sukces i na to jacy powinniśmy być, trudno jest nam zatrzymać się, złapać oddech i pomyśleć wyłącznie o sobie, spojrzeć na siebie z zupełnie innej perspektywy. Coaching daje do tego przestrzeń i przede wszystkim narzędzia. Człowiek przyciśnięty do muru najchętniej chce „rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady” a takie najszybsze rozwiązanie nie jest zazwyczaj najlepsze. Zawsze sprawdzamy czy cel jest przede wszystkim ekologiczny.
Diana: Ekologiczny cel, czyli?
Ola: Czyli czy nikt z naszego otoczenia nie ucierpi przy realizacji celu, w tym także my. Weźmy na przykład mamę trójki małych dzieci, która jednocześnie utrzymuje cały dom i opiekuje się swoją mamą. Wypaliła się zawodowo i chce robić coś zupełnie innego. W pierwszym odruchu postanawia rzucić z dnia na dzień dobrze płatną pracę, wydać oszczędności na szkolenia z innej dziedziny i wyjechać do innego miasta. Kto zapłaci rachunki? Kto zaopiekuje się rodziną? Jak ona sama wytrzyma rozłąkę? Pewnie w Waszych głowach już pojawiają się odpowiedzi w stylu: mąż, ojciec itd. Ale pamiętajmy, że w coachingu to klient wie najlepiej, co mu służy, rozwiązanie jest w nim, trzeba je tylko wydobyć. W tym przypadku moja klienta po rozpisaniu drogi dojścia do celu wybrała rozmowę z obecną szefową i okazało się, że wcale nie musi wyjeżdżać i zmieniać miejsca pracy. Pracodawca bardzo cenił ją jako pracownika i zaproponował jej zmianę stanowiska i obowiązków w ramach organizacji i jeszcze pokrył koszty jej szkolenia. Ona początkowo obawiała się tej rozmowy, myślała, że na wieść o zmianie ścieżki zawodowej, jej szef ją zwolni… a ten nie dość, że tego nie zrobił to jeszcze docenił fakt, że postawiła sprawę jasno, że chce się rozwijać i mogą rozmawiać ze sobą otwarcie o wzajemnych oczekiwaniach. Dobrze, że wtedy nie rzuciła wszystkiego i nie wyjechała, tylko przygotowała się do realizacji celu. W końcu wypalenie zawodowe było spowodowane obowiązkami a nie miejscem pracy czy ludźmi, z którymi współpracowała.
Diana: Ile średnio czasu zajmuje rozwój osobisty/zawodowy Twoich Klientów? Od czego ta szybkość zależy?
Ola: To zależy… głównie od gotowości klienta na zmiany. Nie ma sensu niczego pospieszać a w szczególności klienta ☺ Bardzo lubię historię o psie, który siedział na budzie i wył. Hałasował tak przez kilka dni, aż w końcu jego właściciel przyszedł i zapytał czemu on tak wyje? Na co pies mu odpowiedział, że siedzi na gwoździu i go to boli. Człowiek spytał więc, czemu nie zejdzie? A w odpowiedzi usłyszał, że w sumie to nie boli go, aż tak bardzo… ☺ Podobnie jest z klientami, którzy przychodzą, coś im tam doskwiera, ale jak po każdej sesji ustalamy zadania domowe do wykonania (tak, tak coaching to przede wszystkim ciężka praca między sesjami, podczas których klient dostaje ćwiczenia do zrobienia w domu, które mają go przybliżyć do realizacji jego celu) to ich nie robią. Wtedy zawsze się pytam, co zyskują dzięki temu, że nie zbliżają się do realizacji celu? Bo może w pracy czy w związku, w którym są nie jest dobrze, jest przynajmniej znajomo i bezpiecznie.
Diana: Co najczęściej jest przeszkodą w dalszym rozwoju? Pytam o tę przysłowiową ścianę do której często dochodzimy i nie wiemy co dalej?
Ola: Negatywne przekonania na swój temat lub świata, które często są nieuświadomione. Mam przyjemność pracować najczęściej z cudownymi, ambitnymi, wrażliwymi, pięknymi i mądrymi kobietami. Jednocześnie te same kobiety nie potrafią powiedzieć o sobie niczego miłego. Nie pamiętają nawet kiedy słyszały od innych jakiś komplement. To smutne. Albo mężczyźni uważają, że tylko ciężka praca popłaca a rozmowa o uczuciach to oznaka słabości.
Diana: Czy zdarza Ci się odesłać Klienta do doradcy biznesowego lub psychologa?
Ola: Bardzo często, właściwie to razem z klientem podczas ćwiczeń wypracowujemy takie rozwiązanie. Oboje widzimy, że warto na chwilę zawiesić nasze spotkania, aby uporządkować sprawy z przeszłości lub klient ewidentnie potrzebuje porady biznesowej czy prawnej a ja, tak jak już wspominałam, nie mogę doradzać klientowi. To na kliencie leży odpowiedzialność za wzięcie spraw w swoje ręce. Ja mu mogę pomóc wygenerować jak najwięcej rozwiązań, spojrzeć na swoje życie z zupełnie innej perspektywy.
Diana: Kto częściej korzysta z Twoich zajęć – kobiety, czy mężczyźni, i jeśli jest różnica to jak myślisz z czego może wynikać?
Ola: Zdecydowanie kobiety. Myślę, że wynika to w dużej mierze z faktu, że mężczyźni z natury jak i z modelu w jakim większość z nich była wychowywana (tutaj pewnie więcej miałby do powiedzenia psycholog czy socjolog) nie potrafią mówić o emocjach, są bardziej zero-jedynkowi, bardziej nastawieni na działanie. Historycznie patrząc: idź-upoluj-przynieś zwierzynę do domu. A kobiety mają dużo ról do pogodzenia. W obecnych czasach ustępują trochę pola mężczyznom przy wychowywaniu dzieci, ale za to chcą się realizować zawodowo… to może rodzić frustrację. A w coachingu m.in. pracujesz nad hierarchią własnych wartości, nad swoją życiową misją a to pozwala uporządkować zmieniające się priorytety i wnieść w swoje życie trochę spokoju i pewności siebie.
Diana: Poza indywidualnymi sesjami prowadzisz także warsztaty. Co wg Ciebie jest największym problemem dobrze funkcjonującego, zgranego zespołu?
Ola: Tak, prowadzę zarówno warsztaty dla grup, np. dla mam jak i dla zespołów w firmach. Jak dobrze funkcjonuje i jest zgrany to nie ma co psuć 😉 Natomiast jak jest mało efektywny i jeszcze osoby w nim się nie lubią to warto zaprosić coacha, aby z takim zespołem popracował. Najczęstsza przyczyna to fakt, że zespół nie identyfikuje się z wartościami i celami firmy, bo te nie były z nim wypracowane a po prostu narzucone. Dodatkowo w powietrzu wiszą jakieś niedopowiedzenia, zaprzeszłe kłótnie i pretensje. Warto oczyścić atmosferę i zbudować porządne fundamenty razem, ale nie poprzez wyrzucanie sobie wprost przykrych słów, ale pracę z symbolem i przestrzenią. Tak naprawdę ludzie są dobrzy i nie chcą siebie ranić. Jednak muszą czuć się ważni i potrzebni. To się tyczy nie tylko pracy, ale i związków.
Diana: Wróćmy do Twoich początków – kiedy poczułaś, że chcesz zostać coachem?
Ola: Zawsze chciałam studiować psychologię, ale skończyłam ostatecznie filozofię a później psychologię reklamy (mam nadzieję, że do psychologii człowieka jeszcze wrócę). Coachingiem zainteresowałam się wiele lat temu, ale wtedy to było coś zupełnie nowego i szkolenia kosztowały naprawdę krocie. Dużo więc czytałam książek… i szukałam sposobu jak dowiedzieć się jeszcze więcej.
Diana: Jak wyglądała Twoja droga do własnego rozwoju i stania się coachem?
Ola: Szansa nadarzyła się w jak najmniej odpowiednim momencie…a może i najlepszym? Urodziłam dziecko a więc miałam rok „urlopu” macierzyńskiego (chociaż nie wiem kto wymyślił w tym przypadku słowo „urlop”… chyba jakiś mężczyzna 😉 I pojawiła się szansa dofinansowania szkoły. Moje dziecko miało miesiąc a ja karmiłam je na żądanie… zdecydowanie wolałam wtedy tulić się z nim w domu. Ale moja przyjaciółka, psycholog, bardzo polecała mi te zajęcia i stwierdziłyśmy, że z drugiej strony maleństwo już nigdy później nie będzie tak długo spało jak teraz w wózku. Wyglądało to więc tak, że moja mama (mamo dziękuję z całego serca- to wszystko dzięki Tobie!!) przez 8 godzin chodziła z wózkiem pod szkołą a ja schodziłam w przerwach na karmienie… nie wiem jak dałyśmy radę… ale było warto.
Diana: Na koniec zapytam Cię o wypalenie zawodowe, którego sama doświadczyłam. Czy masz jakieś rady jak go uniknąć i co najczęściej do niego prowadzi? Czy zawsze wypalenie zawodowe świadczy o tym, że zajmujemy się czymś co nie jest naszym powołaniem?
Ola: Zachęcam przede wszystkim do zatrzymania się i pomyślenia o sobie. Nie o tym, co szef o nas myśli, nie o tym, co nasi współpracownicy o nas myślą, ale przede wszystkim co sądzimy o sobie sami. Czy się doceniamy. Czy nie jesteśmy wobec siebie zbyt krytyczni. Ja sama kiedyś rzuciłam pracę w korporacji, mimo że pracowałam z cudownymi ludźmi. Byłam zwyczajnie przemęczona, niedoceniona i potrzebowałam przerwy. Po miesiącu spokojnej pracy w nowym miejscu, już tęskniłam za szybkim tempem starego.
Warto też być uważnym na to, co inni do nas mówią a co sami sobie dopowiadamy. Pamiętam jak w mojej pierwszej poważnej pracy wściekłam się na szefową, bo dała mi pod opiekę najbardziej wymagających klientów. W moje głowie pojawiła się myśl, że zrobiła to, aby udowodnić mi, że wcale nie jestem takim świetnym sprzedawcą jak mi się wydaje. Gdy żaliłam się o tym koleżance z zespołu, ona powiedziała mi coś zaskakującego, że może dlatego dała mi najtrudniejszych klientów, bo wiedziała, że tylko ja będę w stanie nawiązać z nimi relacje, bo właśnie jestem jednym z najlepszych handlowców. Nie wiem, która z nas miała wtedy rację, ale uświadomiło mi to dwie ważne rzeczy: zmiana perspektywy ma niewyobrażalną moc a przekonanie, że ludzie mają dobre intencje działa cuda.
Namiary na Olę: Changing Room
Diana Dyba