Wróćmy do początku, czyli właściwie do kiedy? Dla jednych nawet 10 pokoleń wstecz, dla innych 3 pokolenia to w zupełności wystarczający start. Początek, by zrozumieć więcej o swojej rodzinie, o swoich korzeniach. Czasami doskonały sposób, by odkryć się na nowo. Nierzadko usystematyzowanie dokumentów. Najważniejsza jest chyba jednak odpowiedź na pytanie kim jestem i dokąd zmierzam – i tutaj podróż w czasie potrafi przynieść niesamowite rezultaty.
Grzegorz Biłos
Rozmawiając z założycielem firmy genealogicznej “Genus Meum” Grzegorzem Biłosem mam ogromną chęć zadać pytanie, które pamiętam z rysunku Andrzeja Mleczki – “Na początku zapytam Pana o sens życia, a potem przejdziemy do trudniejszych pytań.” Bo tak dokładnie jest w przypadku Grzegorza – sprawia wrażenie, że naprawdę wie kim jest, dokąd zmierza i jaki jest sens tego wszystkiego.
Diana Dyba: To od początku, zacznijmy od nazwy Genus Meum, która pochodzi z łaciny. Co oznacza?
Grzegorz Biłos: W tłumaczeniu z łaciny znaczy “Mój Ród”. Podstawowym znaczeniem faktycznie jest mój ród. Jednak w nazwie zawiera się sporo rozszerzeń, które definiują naszą pracę. Genus odnosi się również bezpośrednio do pochodzenia nas jako jednostek, ale również jako zbiorowości. Mamy tutaj również do czynienia z łączeniem pokoleń, a o to w genealogii chodzi przede wszystkim. Tak więc Genus Meum to nie tylko wiedza o moich pradziadkach, ale również to wszystko, co mnie z nimi łączy oraz co może mieć wpływ na moich potomków.
Diana Dyba: Sięgnijmy Twoich początków związanych z zainteresowaniem się dziedziną genealogii. Czemu właśnie genealogia?
Grzegorz Biłos: To jest bardzo ciekawa historia. Wychowałem się na tzw. ziemiach odzyskanych, a więc w miejscu, gdzie lokalna społeczność była tworzona na nowo tuż po wojnie. W porównaniu do moich rówieśników miałem i tak dużo szczęścia, bo dziadkowie matczyni byli na miejscu. Dziadków od strony taty miałem kilkaset kilometrów na wschód. Wrodzona ciekawość świata i dociekliwość sprawiły, że przyszedł taki moment, gdy chciałem poukładać sobie wszystkie zasłyszane opowieści rodzinne. Na pierwszy ogień poszła rodzina taty, z którą odczuwałem ogromną więź, ponieważ jako chłopak każde wakacje spędzałem w jego rodzinnej wsi w Małopolsce. Bardziej metodycznie podszedłem jednak do tematu dopiero wtedy, gdy na świat przyszli moi synowie (dziś nastolatkowie wchodzący powoli w dorosłość). Wtedy zacząłem drążyć tematy związane z etymologią nazwiska, możliwą migracją, ustalaniem osób z kolejnych pokoleń itd. Następnie, w związku z tym, że było mi cały czas mało, postanowiłem zdobywać wiedzę, która wykraczała poza obszary pamięci najstarszych żyjących członków rodziny. Swoje kroki musiałem zatem skierować do rodzinnej parafii mojego taty, gdzie na szczęście zachowały się księgi metrykalne z okresu aż 400 ostatnich lat. Co ciekawe dokumentacja ta ma jedynie minimalne braki, tak więc poszukiwania nabrały ogromnego tempa. Następnie rozszerzałem kręgi zainteresowań związanych z rodziną studiując dokumentacje cywilną, przeszukując wszystkie możliwe opracowania dotyczące regionu itd.
Jest w tym wszystkim pewien paradoks, bo o dziadkach ze strony mamy, których miałem tuż obok, w tym samym mieście, jeszcze niedawno wiedziałem niewiele. Ze względu na traumy związane z okresem wojny oni sami niewiele mówili o swojej młodości, przodkach, środowisku, w jakim się wychowywali. Cały czas jest zatem co odkrywać, bo ich historie życiowe mają ogromną ilość zakrętów i zagadek. 🙂
Dodam, że Grzegorz potrafi tak ciekawie opowiadać, przy czym jest niesamowicie błyskotliwy i zabawny, że nawet jeśli znam swoich przodków nabieram ochoty na dowiedzenie się o nich jak najwięcej. 🙂
Diana: Kiedy własne poszukiwania i niewątpliwa pasja do tego zmienia się w zawód?
Grzegorz: Pomysł na biznes genealogiczny zrodził się kilka lat temu, a inspiracją był dla mnie dobry znajomy z okresu studiów, z którym od kilkunastu lat pozostawaliśmy w stałym kontakcie. Mimo tego, że poznaliśmy się w Warszawie pod koniec lat dziewięćdziesiątych, jako dorośli już ludzie (tak przynajmniej wydawało się wtedy młodym studentom), to nasze historie były bardzo podobne. Pochodziliśmy z tych samych terenów, a historie naszych rodzin i okresu dziecięcego, a później dojrzewania były bardzo podobne. Tak więc po wielu latach temat znów powrócił, a że obaj byliśmy w wieku, który określany jest jako powolne wchodzenie w tzw. kryzys wieku średniego
postanowiliśmy zamiast zakupu motocykli zainwestować i założyć własny biznes.
Oczywiście wymagało to ode mnie sporej odwagi, ponieważ przez 15 lat pracowałem raczej wygodnie, w korporacji, gdzie sporo rzeczy człowiek ma podawanych „na talerzu” i nie musi się przejmować podatkami, księgowością, pozyskiwaniem klientów, a do tego ma fantastyczny „socjal” itp.
Współzałożyciel Genus Meum – Mariusz Michalak
Diana: Prawdę mówiąc pierwszy raz poznaję kogoś, kto zajmuje się tą dziedziną nauki zawodowo, więc ludzie coraz częściej i śmielej poszukują swoich korzeni, czy tak?
Grzegorz: Obserwując nastroje i zmiany zachodzące w naszym społeczeństwie muszę powiedzieć, że wchodzimy w idealny okres, jeśli chodzi o produkty i usługi ekskluzywne, które będą zaspokajały również tzw. potrzeby „ducha”. Poznawanie własnych korzeni bezwzględnie jest czymś takim, ponieważ nie sposób uciekać przez całe życie przed pytaniami związanymi z tym, co składa się na naszą tożsamość.
Generalnie poziom naszego życia rośnie, wielu z nas było już na wakacjach za granicą, ma samochód, dom czy mieszkanie i nowego Iphone’a, a oglądanie filmów na Netfliksie i aktywna obecność w social mediach kiedyś musi się znudzić. Wtedy zazwyczaj wracamy do pytań podstawowych: skąd jestem? dokąd zmierzam? Właśnie na te pierwsze pomagamy odpowiedzieć poprzez świadczone usługi.
Diana: W jak odległą przeszłość jesteście w stanie dokopać się pracując nad poszukiwaniami przodków?
Grzegorz: Trudne pytanie, bo nie ma jednego przepisu. W przypadku jednych klientów będzie to nawet 8 – 10 pokoleń, w przypadku drugich tylko dwa lub trzy, czasem jednak zdarza się w ogóle nie ruszyć z badaniami (choć tych ostatnich przypadków raczej nie miewamy).
Diana: Ukończyłeś teologię. Należysz do Warszawskiego Towarzystwa Genealogicznego i Polskiego Towarzystwa Genealogicznego. Genealogia traktowana jest jako gałąź historii i jako osobna dziedzina nie jest nadmiernie rozwijana. Czy myślisz, że to może się zmienić?
Grzegorz: Nie tylko może, ale musi. Jako rynek genealogiczny rozumiany w szerszym znaczeniu jesteśmy w dziecięctwie. Nie ma grupy zawodowej o nazwie genealog, brak studiów w tym zakresie, nie ma żadnej organizacji zrzeszającej ludzi, którzy się tym zajmują. Bazujemy natomiast na pracy społecznej, jeśli chodzi o wiedzę oraz wymianę doświadczeń. To zbyt mało.
Moim marzeniem, a zarazem wyzwaniem na najbliższy czas, jest powołanie do życia kierunku studiów w tym zakresie oraz skonsolidowanie środowiska zawodowego tak, aby świadczone usługi miały dobrą jakość.
Diana: Poszukując przodków często odkrywacie zaskakującą prawdę, np. gdy okazuje się, że poszukiwana osoba jest kimś zupełnie innym. Potraficie odkrywać rodzinne sekrety i wydobyć na światło dzienne prawdę. Czy potraficie udowodnić pokrewieństwo kilka pokoleń wstecz bez badań DNA?
Grzegorz: Bazując na dostępnej dokumentacji pochodzącej z różnych źródeł tak, ale trzeba jasno powiedzieć, że zasada mówiąca o tym, że „papier przyjmie wszystko” nie wzięła się znikąd (śmiech). Dlatego w dzisiejszych badaniach genealogicznych rozwój genetyki jest czymś bardzo pozytywnym i mocno wspiera poszukiwania genealogiczne. Sami współpracujemy z genetykiem, w którego ręce z radością oddajemy naszych klientów.
Diana: Zapewne miło jest dowiedzieć się, że ma się korzenie szlacheckie, jednak nierzadko odkopujecie prawdę z którą trudno pogodzić się Waszemu Klientowi. Czy zdarza się, że Klient podważa Wasze odkrycia? Zaprzestaje dalszych poszukiwań?
Grzegorz: Nie jest to częsta sytuacja, ale mamy takie doświadczenia. Mieliśmy klientów, którzy dowiedziawszy się o swoim prawdziwym pochodzeniu potrafili zamilknąć w kontaktach z nami z dnia na dzień. Byli tacy, którzy obrażali się na nas, gdy burzyliśmy przyniesione do nas wywody związane z ich domniemanym szlachectwem i nie chcieli dalej szukać. Na szczęście takie sytuacje zdarzają się sporadycznie. O wiele częściej takie odkrycia motywują ludzi do większego zaangażowania w rozwikłanie przeszłości swoich przodków. Bardzo często wyniki naszej pracy są swego rodzaju spoiwem dla całych rodzin, które poprzez historie związane z pradziadami odświeżają relacje, często nadwątlone w pędzie, jakie funduje nam obecna rzeczywistość.
Diana: Co w Twojej pracy jest najtrudniejszym i zarazem największym wyzwaniem? Szukanie przodków kilka pokoleń wstecz przecież łatwe nie jest. Ile średnio czasu zajmują Wam poszukiwania?
Grzegorz: To wszystko zależy. Same poszukiwania to ogromna frajda. Te trudne, nawet jeśli mało na nich zarabiamy, bardzo często dają satysfakcję o wiele większą niż te dobrze płatne, ale proste. Odpowiadając zatem na Twoje pytanie: najtrudniejsze zawsze będą kwestie techniczne związane z zarządzaniem firmą (śmiech).
Śmiejemy się oboje, bo mam tak samo jak On. 🙂
Zajrzyjcie na stronę http://genusmeum.pl/ i z każdym pytaniem śmiało piszcie do Grzegorza, od którego dowiecie się dokładnie jak wygląda proces poszukiwania przodków, ile kosztuje usługa oraz ile czasu może zająć.
Rozmawiała Diana Dyba