Oddychaj! Powoli. Wolniej! Oddychaj!

Oddychanie, pozyskiwanie niezbędnej energii do życia poprzez wymianę gazów pomiędzy organizmem, a środowiskiem. Tak bezpardonową definicję głosi wikipedia ; ) Mówiąc prościej pobieranie tlenu do organizmu i wydychanie dwutlenku węgla. Prosty proces znany każdemu z zajęć biologii w podstawówce. Proces, który jest bezwarunkowy i choć w szkole uczyliśmy się co dokładnie dzieje się z naszym organizmem podczas tego niekontrolowanego procesu, to jednak nie każdy z nas potrafi prawidłowo go wykonywać. Czy oddychania można się nauczyć?

Mija rok od kiedy jak dziecko rozbeczałam się po pierwszych zajęciach Jogi Kundalini. Do dzisiaj pamiętam ten jesienny wieczór i wszystkie emocje jakie mną wtedy szargały. Dzisiaj z perspektywy czasu ten okres mogę porównać do nauki pływania. W moim przypadku przyszła bardzo późno, bo zawsze bałam się spróbować. Każda próba kończyła się fiaskiem i to nie przez brak zaufania do nauczyciela. To mi brakowało wiary w siebie. Sama sobie nie potrafiłam zaufać, a przecież wystarczyło stosować się do wszystkich wskazówek. Jednak pokonanie ostatniej najcięższej bariery, czyli wiary w to, że potrafię okazało się najtrudniejsze. Było szamotanie się w wodzie, zachłyskiwanie się nią i próba łapania się byle czego, aby tylko utrzymać się na powierzchni. Dopiero kompletne zanurzenie i dotknięcie dłońmi dna basenu pozwoliło mi poczuć grunt pod nogami i oswoić się z wodą, która otaczała mnie z każdej strony. Wtedy działa instynkt. To moment, kiedy wiesz, że gdy się poddasz to popłyniesz totalnie. Niestety totalnie na samo dno. Włącza się siła przetrwania, która pcha do góry. Nieważne czy jesteś chudy, czy gruby, niski, czy wysoki. Ważne jest tylko to, czy chcesz. Możesz dotknąć dna basenu, ważne aby się tam nie rozgościć. Bo dno nie służy do życia. Dno jest po to, aby się czegoś nauczyć, odbić i płynąć do góry. Później przychodzą takie cuda, jak skakanie na bombę do basenu ; ) To jest totalna frajda, totalny luz, to jest ten dzieciak w Tobie, który chce się bawić. Naucz się pływać i bądź swoją własną kamizelką ratunkową.

Miało być o oddychaniu, a piszę o wstrzymywaniu oddechu ; ) Jednak przy pływaniu to warunek konieczny ; )

Rozkładam matę, przykrywam kocem, siadam wygodnie z zaplecionymi nogami, a moje otwarte dłonie delikatnie opadają na kolana, zamykam oczy, oddycham przez nos, wdech i wydech, wdech i wydech. Moje plecy się prostują, głowa solidnie trwa w bezruchu. Kładę jedną dłoń na sercu a drugą unoszę wysoko do góry. Zaczyna się krija, która przeprowadzi mnie przez wiele wewnętrznych blokad. Trwam w bezruchu goniąc myśli, a przecież mam je odganiać. Skąd ich aż tak wiele. Wszystkie naraz. Za dużo! Zaczyna brakować mi sił. Czuję jak moje ciało drży, a mój oddech przyspiesza. Jeszcze 2 minuty, słyszę spokojny głos Nauczyciela. Mam ogromną ochotę opuścić dłoń, choć na chwilkę. Czuję ból, a przecież siedzę wygodnie na macie, nie biegnę, nie podnoszę ciężarów. Tylko ta dłoń w górze! Zwariuje! 60 sekund – słyszę. Płyną łzy. (jakby mogło być inaczej… w czym jak w czym, ale w przelanych łzach staję się prawdziwym mistrzem). Ich ciężar czuję na policzkach. Oddychaj, pokonaj ten ból i barierę oddechem, przeoddychaj to – słyszę kolejne ciepłe słowa wsparcia. Przeoddychaj? Wdech i wydech. Oddycham. To właśnie on ma mi pomóc, on nadaje sens i rytm. Nieświadomie towarzyszy mi codziennie i sprawia, że żyję. Dzisiaj, teraz, i wtedy podczas danej kriji zaczynam odczuwać go świadomie. Skupienie na tej jednej, niby prostej czynności nie jest wcale takie proste. Warto jednak spróbować i uwolnić prawdziwą energię jaka w nas drzemie.

Rozplatam odrętwiałe lekko nogi, masując je czule. Ocieram łzy czule gładząc własny policzek. Tyle razy w życiu dałam sobie porządnego kopa w tyłek i jeszcze nie raz go poczuję ; ) Ale dzisiaj, teraz, czas na czułość, ukojenie nerwów, ukołysanie wciąż drżącego jeszcze lekko ciała. Przytulam sama siebie. Czuję radość z chwili i energię, która wypełnia mnie po brzegi. Jestem gotowa do startu. Wdech…