Mija dokładnie pół roku w ramach naszego wspólnego gap year. Minęło sześć miesięcy, a czuję się jakby minął już cały rok. Powoli przyzwyczajam się, że za oknem zamiast sosen mam palmy, a pogoda na zewnątrz jest stabilna, temperatura ani drgnie, a mogłaby przecież trochę spaść. No dobrze, zdarzają się dni, kiedy termometr pokazuje 35 stopni i te dni doceniam jak nigdy. Ale nie o pogodzie chcę pisać, chociaż wychowując się w Polsce, gdzie cztery pory roku różnią się od siebie jak noc z dniem trudno mi zaakceptować wieczne lato w Kalifornii. Doceniam i jestem wdzięczna, ale tylko ja wiem jak bardzo marzę o porannym kapuśniaczku, gdy nie wiadomo czy brać parasol czy nie, który nagle zamienia się w soczyste oberwanie chmury, kiedy zdecydowałam parasola jednak nie brać : ) Człowiek tęskni za dziwnymi sprawami, jednak szykując się do wyjazdu do Polski po cichu marzę, aby przywitała mnie jesień i deszcz, abym mogła nasycić się tym i spokojnie wrócić do upalnej Kalifornii ze świeżutkimi jak poranna rosa wspomnieniami.

*

It’s been exactly half a year of our common gap year. It’s been six months but I feel like It’s been the whole year. Slowly adapting that I have palm trees behind the window instead of pines, and the weather outside is stable, the temperature doesn’t change a lot, and it could fall a bit. Well, there are days when the thermometer shows 35 degrees and these days I appreciate as never. But this is not the weather I want to write about, although after growing up in Poland, where the four seasons are different from each other as night and day, it is difficult to accept the eternal summer in California. I appreciate it and I am grateful, but only I know how much I dream about the morning drizzle, when you don’t known whether to take umbrella or not, which suddenly turns into a heavy rain when I decided not to take an umbrella : ) Man misses strange things, however when I was preparing to the trip to Poland, I dreamed quietly of being greeted by Poland with autumn and rain so that I can enjoy it and calmly return to the hot California with memories fresh as morning dew.

Walizka spakowana. Pierwszy raz w życiu pakuję się w tempie expresowym. Zabieram absolutne minimum. Może to zasługa tego, że pozbywając się pół roku temu większości ubrań nie mam za bardzo co zabrać, a może to jednak jakaś zmiana we mnie, która podpowiada, że to ; )  co najważniejsze trzyma mnie właśnie za rękę, gdy samolot wzbija się nad chmury. Cała reszta jakby niepotrzebna ; ) No dobra, żarty na bok zabieram nowe buty, nową sukienkę i wystrojona w ulubioną szminkę jestem gotowa do drogi – jestem kobietą, to zobowiązuje : ) jakkolwiek wielką minimalistką bym się nie stała : )

No to wracam, wracam do domu!!! Tylko zaraz, którędy do domu? Myślę o naszym wspólnym miejscu, jakie stworzyliśmy razem. Miejscu, które miało być kotwicą na każdą pogodę. Wracam myślami do miejsca, gdzie malowałam ściany i gdzie spałam na zafoliowanym jeszcze materacu dopóki nie dojechało wymarzone łóżko. Otwieram w myślach szuflady z poukładanymi starannie obrusami, które czekają na ważne wydarzenia. Tak wiele ich było. Tak wiele się wydarzyło…

*

My suitcase is packed. For the first time in my life, I’m packing in an express pace. I take the absolute minimum. Maybe it is due to the fact that after getting rid of most of my clothes a half year ago I do not have much to take, or maybe because of a change in me, which suggests that the most important one holds my hand when the plane rises above the clouds . Okay, joke aside, I’m taking my new shoes, a new dress, and dressed up in my favourite lipstick I’m ready to go – I’m a woman, it’s a commitment : ) no matter how great minimalist I would become : )

Then I come back, come home !!! Just a second, how to get home? I think of our common place that we have created together. A place that was an anchor in every weather. I return with my thoughts to the place where I painted the walls and where I slept on the wrapped mattress until the dream bed was delivered. In my minds, I open drawers with carefully arranged tablecloths waiting for important events. So many of them. So much has happened…

Czuję mrowienie w żołądku, gdy kapitan samolotu wita nas w Krakowie. Na lotnisku wita nas “mój” brat : ) Chociaż nie łączą nas więzy krwi to jest to moja rodzina. Czas w Małopolsce mija jak mrugnięcie, a ja nie umiem się nasycić. To wszystko za chwilę zostawię za sobą. Staram się jednak wykorzystać każdy dzień. Nauczę się przyrządzać najlepszą kaczkę na świecie. Złapie mnie oberwanie chmury wracając ze spaceru (oh jak ja tego potrzebowałam! : ) ). Przegram w Monopoly Game i w Ale Historia! – zajmuję jednak zaszczytne trzecie miejsce : ) ( na trzech graczy!) – cudowny czas!!! Nauczę się wyrabiać najlepsze ciasto drożdżowe na świecie i zrobię własnoręcznie moje pierwsze parowańce : ) ach te smaki dzieciństwa, coś wspaniałego! Pobujam się w hamaku. Pobawię się z kotem. Znajdę nowe murale na krakowskim Kazimierzu.  Wybiorę się na najlepszą kawę z cudownym widokiem na Wisłę z “moją” siostrą Martynką, która robi najlepszą na świecie cytrynówkę! (uwaga Kalifornio znam przepis i nie zawaham się go użyć! : ) ) Było tak pięknie…mam co wspominać. Czy Kraków to mój dom? Tak! Jestem u siebie i dziękuję za to!

*

I feel tingling in my stomach when the captain of the plane greets us in Cracow. “My brother” greets us at the airport : ) Although we do not have the same blood he is my family. A week in Malopolska flies like a blink of an eye, and I cannot get enough. I will leave all of this behind in a moment. However, I try to use every day. I will learn to cook the best duck in the world. I will be caught by the storm on a walk (oh how I needed it : )). I will lose in Monopoly Game and in What a History! However, I do win a third place : ) (among three players!) – wonderful time !!! I will learn to make the best yeast cake in the world and I will cook my own first yeast bun : ) Ahh, those tastes of childhood : ) something wonderful! I will sleep in a hammock. I’ll play with the cat. I will find new murals in Krakow’s Kazimierz. I will go for the best coffee with a wonderful view of the Vistula river with “my sister” Martynka, who makes the world’s best lemon tincture! (watch out California I have a recipe and I will not hesitate to use it : )) It was so beautiful … I have so many memories. Is Krakow my home? Yes! I am at home and thank you for that!

Pendolino nigdy nie mknęło tak szybko, a może tylko mi się tak zdaje. Moje myśli prześcigają prędkość pociągu. Najbliższy przystanek – W A R S Z A W A! Po Krakowskim relaksie wraz z postawieniem nogi na Dworcu Centralnym włącza mi się moja dzika energia. Oj tak Warszawa działa na mnie pobudzająco : ) Pierwsza wita mnie siostra <3 przytulając mocno. To lubię! Odpalam szósty bieg i w przeciągu kilku dni zwiedzam miasto wzdłuż i wszerz. Nasycam się totalnie i jadę dalej…Do miejsca, którego szukałam gotując parowańce. Do miejsca, które nimi właśnie pachnie. Miejsca, które pachnie też zupą i ziemniaczkami ze świeżo ściętym koperkiem. Miejsca, gdzie jem masło, bo nigdzie indziej mi nie smakuje. Do miejsca, w którym przekraczając próg domu czuję się znowu dzieckiem. Jestem nim tutaj i pozwalam sobie nim być przez cały pobyt. Jestem w domu! Jestem u siebie! Tego uczucia nie da się porównać z żadnym innym. Milion wspomnień. Jest nawet Norek – nasz stuletni pies, który jest chyba najstarszym psem świata : ) a pamiętam jak wczoraj, gdy po szkole znalazłam go w wiklinowym koszyku, a jego uszy były większe niż on cały. Kochany Norek <3 Żyj dwieście lat!

*

Pendolino never rushed so fast, or maybe I just think so. My thoughts outweigh the speed of the train. The nearest stop – WA R S Z A W A! After Krakow’s relaxation, with my feet on the Warsaw Central Station my wild energy turns on me. Oh yes, Warsaw acts on me excitedly : ) First I meet my sister <3 hugging tight. I like it! I’m firing the sixth gear and within a few days I’m going to see the city along and across. I’m totally satisfy and going further … I’m going to the place I was looking for while cooking yeast buns. To the place that smells of them. Places that also smells like soup and potatoes with freshly cut dill. Places where I eat butter, because nowhere else it tastes like that. To the place where I feel a baby again. I’m here and I let me be a baby for the rest of my stay. I am home! This feeling can not be compared to anything else. A million memories. There is even Norek – our hundred year old dog, which is probably the oldest dog in the world : ) and I remember as it was yesterday when I found him in a wicker basket, and his ears were bigger than he whole. Dear Norek <3 Live two hundred years!

Wypoczęci i najedzeni po brzegi zabieramy lornetki i jedziemy do lasu <3 Spotkamy sarny, koziołki, czaple i łabędzie, a nad naszymi głowami będzie krążył Orlik Krzykliwy, który faktycznie krzyczy spektakularnie wzbudzając nasz zachwyt! Spędzimy piękny dzień w ścisłym rezerwacie przyrody, gdzie koloru nasycenia zieleni nie znajdziemy w żadnej pantonierce. Jest pięknie. Chwilo trwaj – myślę unosząc głowę wysoko i moim oczom ukazują się gęste korony drzew. Zabiorę Was tutaj jeszcze, bo to miejsce jest absolutnie magiczne. Jestem w lesie. Jestem u siebie. Jestem w domu!

*

Relaxed and replete we take binoculars and we go to the forest <3 We meet roe deer, goats, herons and swans, and there will be a screaming eagle flying over our heads, which actually screams spectacularly arousing our delight! We will spend a beautiful day in a reserve where the color of the greenness can not found anywhere else. It’s beautiful. I think “Let this moment last forever” lifting my head up looking at dense crowns of trees. I will take you here again, because this place is absolutely magical. I’m in the woods. I am home.

Wracamy do Warszawy skąd za kilka dni polecimy w kolejną podróż, tym razem do nieco bardziej znanej już Kalifornii. Zanim jednak zacisnę dłoń w dłoni męża czekając na kolejny start, jestem tutaj i zamierzam wykorzystać każdy dzień maksymalnie.

Ponownie odwiedzam stare kąty ; ) i widzę miasto jakby inaczej. To miasto się zmieniło, czy może ja? Na to pytanie o dziwo otrzymuję dosyć szybko odpowiedz. Mój dobry kolega i sprawca moich wszelkich pomysłów dotyczących mojej fryzury, gdy mnie zobaczy powie – “Zmieniłaś się! Widać po oczach!” Ufff myślę całe szczęście, że po oczach a nie po włosach, które przez ostatnie kilka miesięcy doprowadziłam do nieokiełznanej lwiej grzywy, która żyła swoim, jakby osobnym życiem. A więc to oczy mówią wszystko? Podobno w moich jest spokój – słyszę i odbieram to jako największy komplement. Mój ulubieniec nie wie, że od tygodnia używam nowego kremu pod oczy z wyciągiem ze ślimaka, który odpowiada za mój spokojny (czyt. spowolniony) wyraz oczu ; ) No dobrze, dobrze przyznaję nabrałam dystansu i spokoju tak wielkiego, że siadając na fotelu stwierdzam konkretnie – tkniemy krótko! I po chwili moje długie pukle opadając swobodnie na podłogę powodują, że czuję że wracam do siebie. Siebie prawdziwej! Patrzę na odbicie w lustrze i widzę Siebie <3 o cholerka jakie to fajne uczucie! Jestem u siebie. Dotarłam do domu. Mój dom to Ja.

PS. i On <3  bo bez niego nie widzę kolorów życia.

*

We come back to Warsaw. We will fly from here for another trip, this time to a little more familiar California. But before I hold my hand in my husband’s hand waiting for the next start, I’m here and I’m going to use every day as much as possible.

Again I visit old spots ; ) and I see the city in a different way. This city has changed, or is it me? I get quite quickly answer to this strange question. I am visiting my good colleague and the creator of all of my ideas about my hairstyle. He says “You’ve changed! I can see it in your eyes” I am happy that he sees it in my eyes and not in the haircut that looks like a wild lion mane which was living its own life for the last few months. So, are eyes saying everything? Allegedly there is peace in my eyes – I receive it as the greatest compliment. My favourite person does not know that I use a new eye cream with a snail lift for a week, which is responsible for my calm (read slow down) eyes ; ) Well, I admit I have some distance and peace that is so great that sitting on the chair I say firmly – cut it short! And after a while my long beads are falling freely on the floor make me feel that I am coming back to myself. True myself! I look at the reflection in the mirror and I see myself <3 damn, what a cool feeling! I am home. I got home. My home is me.

PS. And He <3 because without him I do not see the colors of life.