Nasze kolejne spotkanie rozpoczynamy od przeglądania łączeń naszych prac. Po ponownym oczyszczaniu i uzupełnianiu wszelkich szczelin i mikro szczelinek przyszła pora na…jakby mogło być inaczej, tak właśnie tak – oczyszczania nigdy dosyć. 

#3 WYGŁADZANIE

Proces oczyszczania towarzyszy Kintsugi do samego końca i pamiętajmy o tym w codziennym życiu, że raz oczyszczona przestrzeń szybko potrafi się zaśmiecić, jeśli nie oczyszczamy jej regularnie. Gdy raz posprzątamy, nie znaczy to, że na zawsze pozbyliśmy się bałaganu lub toksycznych osób. Codziennie musimy dbać o porządek wokół siebie. Codziennie będziemy poddawani wyborom, co warte naszej uwagi, a co lepiej omijać szerokim łukiem. Codziennie spotkamy ludzi, których kochamy, ale też takich, którzy kradną naszą energię, pomysły, przy których opadamy z sił. Chrońmy się przed zanieczyszczeniami. Kiedyś przeczytałam na jednym z murali na ścianie bloku “Ciosów się unika, a nie przeciwnika”. Ja już nauczyłam się, że każdy zasługuje na szasnę i na wybaczenie, jedną i często drugą, ale nauczyłam się też, że trzeciej szansy nie będzie. To szacunek dla samej siebie.  Tak więc oczyszczamy codziennie, dbając o własny spokój i komfort, a opłaci się to, oj opłaci, bo już za chwilkę czysta przestrzeń wypełnia się tym co nas karmi, czym wzrastamy, pięknem, spokojem, czystym złotem. Powstają trwałe, mocne relacje.

Czy Kintsugi jest trwałe?

Coś co tworzone jest z taką atencją, takim oddaniem i dokładnością musi być trwałe. I jest. Co prawda nie odważę się tego sprawdzić i nie stłukę mojej cudownej czarki, ale są tacy, którzy nie tyle odważyli się, co zdarzyło im się upuścić coś raz i drugi raz ; ) Ich opinią dzielę się z Wami przekazując, iż po upuszczeniu produktu naprawionego sztuką Kintsugi rozpadł się w zupełnie nowych miejscach, a miejsca sklepień laką pozostały nienaruszone. Zatem tak, Kintsugi jest bardzo trwałe. 

Oglądam czarkę i jeszcze ostrożnie przecieram rysy malutkim ostrzem. Doczyszczam brzegi papierem ściernym. Przecieram acetonem pozbywając się ostatnich drobinek zaschniętego kitu. 

Przyszedł moment, gdy na naszych ceramicznych tackach pojawia się kropla laki. Czysta, prawdziwa, naturalna czarna laka i nic już więcej nie trzeba. Najcieńszym pędzelkiem jaki widziałam nakładamy lakę na oczyszczone rysy. Bardzo cienką warstwą i najprecyzyjniej, jak tylko potrafimy. W ogromnym skupieniu próbuję jednym ruchem namalować równiutką kreseczkę – kurs rysunku też się przydał i nauka “głaskania kotka” – pociągnięcia pędzlem w jednym kierunku bez robienia przerwy. Jest jednak spora różnica pomiędzy malowaniem po równej, dużej kartce, a małej, pękatej czarce, która zaczyna lekko drżeć w moich dłoniach. Nie musi być perfekcyjnie myślę, gdy moja kreska wyskakuje lekko poza rysę – próbuję opanować drżenie i skoncentrować się na tej, jak się okazało bardzo wymagającej czynności. Cała grupa jakby zamiera, nie wiem czy ktoś oddycha ; ) Panuje cisza, spokój, każdy zastygł i widać jedynie bardzo delikatne ruchy dłoni – ten widok uspokaja mnie, chwilo trwaj. Nie ma pędu, nie ma nic na rachu ciachu, jest uważność, jest cierpliwość, jest sztuka bycia tu i teraz. To moja najcenniejsza lekcja, jaką wyciągam z Kintsugi – tu i teraz. Łączenie minionego z nowym cudownym złotym mostem – to moja własna interpretacja Kintsugi. Chociaż Kintsugi kusi złotem, to nie ono jest najważniejsze. Najważniejsza jest decyzja, co jest warte, by złota użyć. Co jest warte ponownego połączenia. 

Odstawiam czarkę do ponownego wyschnięcia oglądając dokładnie bardzo widoczne, czarne rysy. Jeszcze niedawno leżały przede mną skorupy rozbitej czarki. Patrzę na czarkę i wiem, że nie chcę się z nią rozstawać. Zwracam się do Joanny z ogromną prośbą, czy mogę ją odkupić, by stanowiła piękną pamiątkę mojego pierwszego Kintsugi. Joanna uśmiecha się szeroko, stwierdzając, że czarka od dawna jest już moja. Pochodzi z kolekcji Justyny Karamuz – artystki, która własnoręcznie tworzy takie cudeńka i która jest autorką kawiarki Slowpresso, którą każdy kawosz powinien mieć w domu! To idealne połączenie powolnego rytuału zaparzania kawy i równie powolnego rozsmakowania się w niej – coś dla prawdziwych koneserów kawy. 

Wow, trafiła w moje ręce czarka wykonana ręcznie przez artystkę podzielającą moje podejście do życia – wolniej, ale intensywnie, dokładnie jak z kawą powolny proces, intensywny smak. Tego oczekuję od życia, robienia rzeczy we własnym tempie, bycia niezależną decyzyjnie, mającej intensywne przeżycia i żyjącą po swojemu, na własnych zasadach, by nie uronić ani kropli z tak cennego daru jakim jest życie. 

Dziękuję Joanno i dziękuję Justyno za przepiękny prezent jaki spoczął w moich dłoniach. Dziękuję, że mogłam na nowo połączyć rozbite skorupy, by nowa całość stała się także częścią mnie. 

– Diana 

c.d.n.