Kraków. Jedno z moich ukochanych miast Polski. Odwiedzane kiedy tylko mogę i darzone przeze mnie ogromnym sentymentem. Warszawa jest zupełnie inna. Jak dwa różne światy, które lubię ze sobą łączyć. Potrzebuję ich obu do mojego wewnętrznego balansu. 

Tego dnia pogoda jest przepiękna. Świeci słońce i podczas rowerowej wycieczki jego promienie stają się momentami nieco dokuczliwe, ale kiedy nadarza się przejazd przez ocieniony park robi się niesamowicie przyjemnie. Wiatr lekko owiewa moją koszulkę. Kosmyki włosów spod kasku wirują wokół policzków i wiem, że takie momenty docenia się wyłącznie kiedy przed nimi czujemy lekki dyskomfort. Warto było zatem “uprażyć się” nieco przemierzając usłane latem Błonia, by następnie schronić się pod ogromnymi koronami drzew w parku. Jak mówią czasem słońce, czasem…cień.

Po południu jednak nie osiadamy na laurach porannej wycieczki, tylko pokonujemy spore schody. Nie takie znowu zwyczajne, gdyż każdy stopień opatrzony jest aforyzmem, cytatem, złotą myślą. Spacer po nich to prawdziwa przyjemność, a dla mnie fana street art’u po prostu super frajda : ) Zanim jednak dojdziemy do schodów i zaczytamy się na dłuższą chwilę w każdym stopniu przemierzamy Wisłę i chociaż moim celem tego dnia były kolorowe schody, to jednak widok mostu zrobił na mnie kolosalne wrażenie. To co zobaczyłam przyprawiło mnie o mały zawrót głowy. Moim oczom ukazała się akrobatka z szarfą wyginająca się na zawieszonej wysoko linie. Mężczyzna balansujący krzesłem i swoim ciałem tak, by utrzymać się liny. Kilka osób siedzi na linie niczym na wygodnej sofie, a jeszcze inna osoba dokonuje spektakularnego skoku nad liną i nad Wisłą jakby nigdy nic płynącą w dole i nic nie robiącą sobie z igrającymi nad nią podniebnymi tancerzami. 

“Między wodą a niebem”* tak brzmi tytuł tych spektakularnych podniebnych akrobacji. Przemierzając cały most możemy podziwiać wielu zawieszonych między wodą a niebem akrobatów pokazujących nam czym jest balans w ich wykonaniu i jakie daje efekty. Piękną wystawę autorstwa Jerzego Kędziora warto zobaczyć i przyjrzeć się wszystkim rzeźbom bardzo dokładnie. Czasem na tle nieba, czasem na tle wody, ale za każdym razem pod nieco innym kontem igrających z prawami przyciągania śmiałków, z własną równowagą kołyszących się lekko na linach raz w jedną, raz w drugą stronę, by zachować balans. Bardzo podoba mi się koncepcja umieszczenia rzeźb właśnie w tym miejscu, gdzie wpisują się przepięknie w krakowski krajobraz, kołysząc się pomiędzy wodą a niebem.

* organizatorem wystawy jest fundacja Art&Balance. Wystawa mieści się na moście “Kładka O. Bernatka” w Krakowie.

Po tej ekscytującej wystawie schodzimy nieco na ziemię i docieramy na krakowskie Podgórze, a naszym oczom ukazują się wysokie i bardzo kolorowe schody. Zatrzymuję się przy każdym stopniu i uśmiecham do siebie widząc zdanie: “Szczęście jest podróżą, a nie celem.” Jedno zdanie, a tak dosadnie podsumowuje mój dzisiejszy dzień. Choć dotarłam do celu i pokonuję schody, to po drodze spotkałam coś o wiele bardziej fascynującego : ) No, tak niczym te schody, zanim pokonam je wszystkie muszę postawić nogę na każdym jednym stopniu. Tak to już jest z tymi naszymi celami, nawet po ich osiągnięciu okazuje się czasem, że to nie o nie chodziło i to właśnie inne sprawy, może bardziej przyziemne, może bardziej zwyczajne, a dla mnie po prostu najpiękniejsze zwyczajne chwile tworzą autentyczne momenty szczęścia.

  D.